sobota, 7 kwietnia 2012

53. Czy naprawdę jestem heretyczką ? :)

Witam po dłuższej przerwie,
a spowodowanej chyba przesileniem wiosennym. Pomimo słoneczka i pierwszych zielonych pączków na drzewach, zamiast ogromnej energii, odczuwałam jedynie wielkie zmęczenie, narobiło mi się w związku z tym mnóstwo zaległości i w czytaniu waszych blogów i pisaniu swoich. Ale mam nadzieję je wszystkie szybko nadrobić.

Dzisiejszy post chciałabym w całości poświęcić teorii dziergania i trochę opowiedzieć Wam o tym jak ja to robię. Dziergam od dzieciństwa. Nauczyła mnie tej sztuki moja mama i jak większość osób w Polsce dziergam metodą nazywaną na necie rosyjską lub heretycką. Choć nazwy te mocno funkcjonują w sieci to są nieprawidłowe i używane błędnie. Uwaga - prawidłowo ta metoda nazywa się szwajcarską, więc tak naprawdę heretyczką nie jestem, a jedynie szwajcarką :)
Są jeszcze dwie inne metody prowadzenia nitki - angielska i francuska, ale kompletnie ich nie znam, więc  poniżej skupię się już tylko na szwajcarskiej.

*

Wiem, że wiele osób (do niedawna zaliczałam się do tej grupy) trzymających w ten sposób druty, wykonując oczka prawe i lewe uzyskuje de facto oczka prawe przekręcone i lewe przekręcone. Wynika to ze złego sposobu przerabiania oczka względem jego ułożenia na drucie.

*

Na zdjęciu powyżej widać prawidłowe oczko prawe i lewe. Patrząc na nie na pewno dostrzegacie, że oczko to taka odwrócona literka U. Dla nas interesujące są jej dwa ramiona - prawy i lewy. W zależności jak leży oczko na drucie, którym bokiem (ramieniem) skierowane jest do nas, wybieramy odpowiedni sposób przerabiania oczka.

W metodzie szwajcarskiej oczko skierowane jest do nas zawsze prawym bokiem, tak jest oczywiście prawidłowo, tylko by splot wychodził równo należy przy oczku prawym, drutem minąć prawy bok oczka i wbić się w środek za nim, nazywa się to oczko prawe od przodu (zdjęcie poniżej).
*

Natomiast przy lewym jak to widać poniżej wkłuwamy się jakby od tyłu prawego boku.

*

Patrząc z  perspektywy czasu, teraz już wiem, dlaczego popełniałam błędy. Podejrzewam, że powyższa teoria była w praktyce za trudna dla dziesięcioletniej dziewczynki, którą byłam jak zaczynałam dziergać. Było to trochę skomplikowane, poza tym nie byłam jeszcze tak sprawna manualnie w tym kierunku i  tak naprawdę przerabiałam oczka " na skróty" - rzeczywiście przy oczku prawym wbijałam drut w środek, ale robiłam to przed prawym bokiem i stąd moje oczko się przekręcało. Robiąc w dzieciństwie po swojemu - nabrałam nawyków, których później nie potrafiłam wyplewić, w myśl przysłowia "czym skorupka za młodu nasiąknie.... :) "

Uświadomiłam to sobie dopiero dzięki szerokiej dyskusji, która rozgorzała na ten temat na wielu blogach i powolutku zmieniałam stare nawyki. Nie wróciłam jednak do metody przerabiania oczek w sposób pokazany powyżej. Wykonywane przy tym ruchy drutem, wydały mi się nienaturalne, w skrócie mówiąc nie leżały mi i wymyśliłam inny sposób nabierania oczek, moim zdaniem bardziej ergonomiczny.

W mojej metodzie oczka skierowane są do mnie zawsze lewym bokiem, widać to na zdjęciu poniżej.



Oczko prawe (zdjęcie powyżej) robię następująco, wbijam drut w środek mijając prawy bok oczka, tak jak to jest w metodzie szwajcarskiej, tyle że przez to, że moje oczka są ustawione do mnie lewym bokiem, jest to naturalny ruch. Naprawdę szybko nabiera się wprawy. A to dlaczego moje oczka układają się na drucie lewym bokiem wynika już nie z wbicia druta w oczko, ale ze sposobu przeciągnięcia go przez to oczko. Ja nawijam nitkę tak jakby od spodu i wtedy przeciągam.



Natomiast oczko lewe jak widać powyżej, wbijam od tyłu i tak jak się nitka układa przeciągam ją przez oczko.
Jak widzicie trochę zmodernizowałam sposób wbijania drutu i nabierania nitki i na całe szczęście nie musiałam uczyć się prowadzenia nitki po angielsku by osiągnąć perfekcyjny splot, nadal nitkę prowadzę po szwajcarsku (czyli heretycku, rosyjsku :) ) ale oczka przerabiam już po swojemu :). Może brzmi to skomplikowanie, na pewno nie można tego czytać na sucho, jedynie z drutami w rękach, ale naprawdę nie jest to trudne i jak nabierze się wprawy dzierganie idzie równie szybko jak dawniej.


Teraz kolejny temat czyli polska robótkowa terminologia. Ja osobiście całe życie używałam polskich nazw. W latach 80 kiedy zaczynałam swoją przygodę z robótkami, było wiele polskich książek, bogatych w treść i moją ulubioną z tamtego okresu jest "1000... splotów na drutach i szydełkiem" - Grażyny Kowalskiej-Jarosz i Krystyny Kleemann-Krasuskiej. Pamiętam jak z namiętnością wykonywałam próbki różnych zamieszczonych tam wzorów. Mam ją do dzisiaj, została wydana w 1988 roku i jest wielką kopalnią wiedzy. Są w niej opisane graficznie różne ściegi.
Do tej pory posiadam też folder "ABC Dziewiarstwa" Elżbiety Banasiak i Wiesławy Piątek, który był dodatkiem do "Przyjaciółki", niestety nie wiem z którego roku, ale po zdjęciach i modelach można przepuszczać, że wydany został w podobnym okresie jak wymieniona powyżej pozycja.
Ze starych pozycji pozostała mi jeszcze książka z 1984 roku pt: "Dzianina z resztek włóczki" Ewy Gorzelany i Wiollety Piwońskiej. Jest rewelacyjna - zawiera kompendium wiedzy o farbowaniu włóczki, formach dziewiarskich, zdejmowaniu miary itp.
To moja osobista biblioteczka ale podejrzewam, że jest więcej książek, czasopism itp o tej tematyce z tamtego okresu, a może i wcześniej.
Po 89 roku polski rynek zalały czasopisma zagraniczne w większości niemieckie z marnymi projektami i tłumaczeniem, typu Mała Diana, Sandra itd. a wraz z tym w księgarniach zaczęły pojawiać się książki/poradniki będące przedrukami zagranicznych książek, wg mnie w większości wydrukowane po to by nabijać wydawnictwom kasę, z marną treścią, ich jedyną zaletą był dobry papier i kolorowe, wyraźne fotografie.
A potem nastała era internetu :) obfita w kursy, wzory, fantastyczne robótkowe blogi. Wtedy odkryłam ravely i dowiedziałam się o tym, że można robić sweter na okrągło od góry i wielu innych rzeczy. Nie mam czasu by zająć się sprawdzaniem czy funkcjonowało to również w polskiej rzeczywistości, nie mam też czasu by szukać polskich odpowiedników angielskich dziewiarskich słówek, bo wiem, że wiele osób stworzyło takie angielsko - polskie słowniki, mozna je znaleźć w sieci. Chcę tylko powiedzieć, że robótkowa teoria po polsku nie jest wcale uboga i to dobre źródło by z niego czerpać. Uważam jedynie, że nie należy się ograniczać i jeżeli można się czegoś nowego nauczyć z anglojęzycznych pozycji, to grzech było by tego nie zrobić. Jedyne z czym muszę się zgodzić z uczestniczkami tej blogowej dyskusji, że brakuje rodzimej współczesnej literatury na poziomie.


Chyba trochę przynudziłam z tą teorią, więc na koniec trochę praktyki i migawki mojej kamizelki, którą dziergam już od połowy stycznia, na usprawiedliwienie mojego ślimaczego tempa napiszę tylko, że w tym samym czasie pracowałam nad innymi rzeczami, o czym wkrótce napiszę na moim drugim blogu. Zdjęcia poniżej zrobiłam w połowie marca (od tego czasu zbieram się z tym postem :) na bank przesilenie wiosenne :) ), więc na dzień dzisiejszy jest zdecydowanie więcej dzianiny, kamizelka jest prawie na ukończeniu.






Na samiusieńki koniec chciałam podziękować Malenie z blogu Łapkami za przyznanie mi wyróżnienia. Dzięki serdecznie i przepraszam Malena, że dopiero teraz o tym piszę ale tak j.w zwalam to na karb zmęczenia wiosennego.


* Zdjęcia pochodzą z wymienionych powyżej książek.